W wigilię całą rodziną zasiadamy do kolacji wraz ze zmierzchem. Choinka błyszczy od ozdób, składamy sobie świąteczne życzenia dzieląc się opłatkiem, na stole królują karpie i grzybowa, a pod obrus nierzadko jeszcze wkładamy sianko. Kulminacją wieczoru są wymarzone prezenty. Coraz mniej pamiętamy o tradycjach, przesądach i wierzeniach, które towarzyszyły niegdyś naszym przodkom. A czyta się o nich, i słucha – gdy jeszcze jest od kogo – z przeświadczeniem, że kiedyś święta Bożego Narodzenia były ciekawsze i bardziej niesamowite, niż jeden współczesny, świąteczny film.
Dzień zwycięża noc
Święta zaczęto obchodzić dopiero w IV wieku. Trzeba zaznaczyć, że świąteczny czas przypada na rozpoczęcie astronomicznej zimy i zimowe przesilenie słońca. Od tego czasu dni stają się dłuższe, a noce krótsze. Oznaczało to dla poprzednich pokoleń zwycięstwo dnia nad nocą. Wigilia otwierała więc rok słoneczny, wegetacyjny i tradycyjny rok obrzędowy. W jej dawnych obchodach – ludowych zwyczajach i obrzędach – zachowały się rytuały zaduszne, przesądy i zabiegi magiczne.
Jaka wigilia, taki cały rok
W ludowej tradycji wszystkie wydarzenia tego dnia miały swoje znaczenie oraz poważne konsekwencje w przyszłości. Nasi pradziadowie 24 grudnia wstawali więc o świcie. Miało to zapewnić im chęć do pracy na nadchodzący rok. Aby zdrowie dopisywało, należało tego dnia umyć się w rzece lub napić wody ze studni. Na Mazowszu od rana gospodarze wyczekiwali pierwszego gościa. Jeśli był nim mężczyzna – domownicy oddychali z ulgą, bo oznaczało to pomyślność – panny wyjdą za mąż, urodzą się byczki itp. Ale jeżeli pierwsza przyszła kobieta, sprawa się komplikowała: „dziurawy” rok nadchodzi (nieszczęścia) lub jednak… powodzenie. Ponadto, jak już któryś z sąsiadów przekroczył próg domu, to kazano mu usiąść na chwilę, aby „kury dobrze na jajkach siedzieli”.
Do tej pory w wigilię w Mazowieckiem zachowały się pewne przesądy, których starsi starają się przestrzegać. Np. dzieci często słyszą od dziadków: „bądź grzeczny, bo jaka wigilia, taki cały rok”, a starsi, aby nie pożyczać nic od sąsiadów – bo już tak będzie przez 12 miesięcy. Dawniej zdecydowanie lepiej było coś komuś ukraść, bo miało to zapewnić szczęście!
Goszcząc dusze zmarłych
Przystrojenie izby też miało ogromne znaczenie. Nawiązywało pierwotnie do betlejemskiego żłobu. Ustawiano więc snopki zbóż, rozkładano siano pod obrusem, zielone gałęzie symbolizujące życie i wegetację roślin wieszano pod sufitem. Były też ozdoby z opłatka. Choinki pojawiły się dopiero w XIX w.
U niektórych mieszkańców na czas wieczerzy obwiązywano nogi stołów łańcuchem, żeby „chleb się w domu trzymał”, a niekiedy gospodarz kładł pod stół część pługa, by „krety roli nie psuły”. Do stołu siadano według wieku – od najstarszych do najmłodszych, aby śmierć nie zabrała przedwcześnie młodych. Dbano też o liczbę osób przy stole – musiała być parzysta, by nikt z domowników nie umarł w nadchodzącym roku. Jedno wolne nakrycie oznaczało dawniej gotowość na odwiedziny dusz bliskich zmarłych.
Właśnie dlatego tego dnia nie wolno było szyć, przędzić i ciąć sieczki, żeby przypadkowo nie zranić żadnej odwiedzającej dom duszy. Trzeba było też zostawić otwarte drzwi do sieni i nie zamykać wrót na zamki – oznaczało to zaproszenie dla dusz. Zanim wszyscy usiedli do stołu, dmuchano na krzesła, ławy i stoły odganiając dusze zaklęciem „posuń się duszyczko”. Po kolacji proszono dusze, aby wróciły do siebie. Tej nocy woda w studni i w rzece miała mieć magiczną, uzdrawiającą moc.
Rozpoczynano od dzielenia się opłatkiem i składania sobie życzeń pomyślności na przyszły rok. Na stole królowały potrawy jarskie, bo przyrządzano je z własnych plonów, zbiorów i połowów. Potraw na Mazowszu było zwykle 12, ale gdzieniegdzie ich liczba również musiała być – dla powodzenia – nieparzysta. Niezależnie, ile było dań, należało skosztować każdego z nich, aby nie zabrakło ich w przyszłości. Po kolacji resztki jedzenia i opłatka zanoszono zwierzętom.
Wigilijne wróżby
Dla wróżb najodpowiedniejszy był czas od zakończenia kolacji do wyjścia na pasterkę. Panny wyciągały spod obrusa źdźbła traw, aby sprawdzić, która w nadchodzącym roku wyjdzie za mąż. Kobiety zamężne także wróżyły sobie z siana – z długości o wysokości upraw, z koloru – o długości życia. Gospodarze zaś rozdrabniali w rękach kłosy różnych zbóż i liczyli ziarna – im więcej, tego w nadchodzącym roku będzie najlepszy zbiór.
Wieczerzę wieńczyło wyjście na pasterkę. Jej nazwa pochodzi od hołdu złożonego dzieciątku Jezus przez pasterzy. Gospodarze ścigali się w dotarciu do kościoła, bo któremu pierwszemu to się udało, ten w nadchodzącym roku mógł liczyć na bogate plony, ale także pierwszeństwo we wsi we wszystkich pracach. Po powrocie gospodarz udawał się spać jako ostatni. Musiał jeszcze obejść wszystkie pasieki i oznajmić pszczołom, że Pan się narodził, bo inaczej te wiosną nie obudziłyby się.
Nie sposób wymienić wszystkich tradycji, zwyczajów, przesądów i wróżb wigilijnych naszych dziadów. Ale z pewnością warto poprosić najstarszych członków rodziny o opowieści z czasów ich dzieciństwa.
Źródło: gov.pl/web/kultura, mazowieckiszlaktradycji.com , internet.