Późnym wieczorem – 4. lipca 1943 roku – zginął w niej premier Rządu Rzeczpospolitej na Uchodźstwie i Naczelny Wódz, generał Władysław Sikorski.
Komisja powołana do zbadania sprawy wykluczyła zamach, czy sabotaż, podając wersję o usterce technicznej samolotu.
– Samolot marki liberator – z salonkę dla VIP-ów na pokładzie – pilotował doświadczony czeski lotnik, kapitan Eduard Prchal. Poderwał maszyną z pasa startowego gibraltarskiego lotniska, lecz szesnaście sekund potem później spadła ona – z wysokości niemal 90 metrów – do morza – przypomina okoliczności zdarzenia historyk, Maciej Bogdanowicz-Poremba.
W miejscu katastrofy niezwłocznie wysłano motorówki ratownicze. Tonącą przez kilka minut maszynę oświetlono reflektorami. Z wody wyciągnięto pilota w kamizelce ratunkowej.
– Pozostali pasażerowie i załoga zginęli. Nurkowie wydobyli ze spoczywającego na dnie samolotu ciało gen. Sikorskiego oraz pięciu innych osób. Większości ofiar, w tym córki generała i jego osobistej szyfrantki Zofii Leśniowskiej. Przypiętą do przegubu teczki zawiarająych poufne dokumenty nigdy nie odnaleziono – dopowiada Bogdanowicz-Poremba.
Okoliczności katastrofy badała brytyjska komisja specjalna.
– Nie dopuszczono do niej reprezentanta firmy produkującej liberatory, zaś wchodzącego w skład komisji Polaka pozbawiono prawa stawiania pytań. Po kilkunastu dniach przedstawiono raport dotyczący katastrofy, która miało spowodować: „zakleszczenie się linek steru wysokości’ – dodaje Bogdanowicz-Poremba.
Takie wyjaśnienie tragedii dla wielu nie brzmiało przekonująco.
– Choć od tej chwili mija właśnie osiemdziesiąt lat ciągle funkcjonują hipotezy o sabotażu względnie zamachu. Historycy – nierzadko korzystając ze specjalistycznych ekspertyz lotniczych – podpierają swe opinie poważnymi poszlakami. Może snop światła na tą sprawę rzucą znajdujące się w brytyjskich archiwach dokumenty, utajnione do roku 2043 – konkluduje Bogdanowicz-Poremba.
(TO-RT)