Po wprowadzeniu na terenie Polski – 13 XII 1981 roku – stanu wojennego w kilkudziesięciu fabrykach wybuchły strajki.
Szczególnie dramatyczny przebieg miały na Górnym Śląsku. W Jastrzębiu-Zdroju pod kopalnią „Manifest Lipcowy” ostrzelano jej pracowników, raniąc czterech z nich.
– Najkrwawsza rozprawa ze strajkującymi miała miejsce na obszarze katowickiej kopalni „Wujek”. Protestowało tam ponad trzy tysiące górników. Decyzja o użyciu wobec nich siły zapadła na naradzie Wojewódzkiego Komitetu Obrony. Do kopalni skierowano funkcjonariuszy MO i ZOMO oraz żołnierzy, wspartych czołgami oraz wozami bojowymi – przypomina historyk Jacek Koziatek.
Akcję „odblokowania” tego zakładu pracy podjęto 16. grudnia.
– Teren kopalni otoczono po godzinie 8. Po wezwaniu strajkujących do rozejścia się, użyciu armatek wodnych i wyrzutni gazu, rozpoczął się szturm służb mundurowych. Pojazdy opancerzone staranowały ogrodzenie. Górnicy bronili się ustawiając prowizoryczne barykady. Po trzech godzinach potyczki do akcji pacyfikacyjnej skierowano pluton specjalny ZOMO. Wyposażony w pistolety maszynowe zastrzelił sześciu górników. Trzech rannych zmarło w szpitalu – dodaje Koziatek.
Kilka dni później, przy pomocy desantu z helikopterów, stłumiono strajki w Hucie „Katowice”, a następnie kopalniach „Ziemowit” oraz „Piast”.
Przywódców PZPR, którzy wprowadzeniem dekretu o stanie wojennym wyznaczyli górnikom „Wujka” tragiczny los nigdy nie pociągnięto do odpowiedzialności.
(TO-RT)