Jeden z najpopularniejszych polskich aktorów komediowych zmarł w sobotę rano w wieku 83 lat.
Do aktorskiego kanonu przejdą jego kreacje w filmach Stanisława Barei: „Nie ma róży bez ognia”, „Brunecie wieczorową porą”, “Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, „Misiu”, „Zmiennikach”. Kolejne generacje Polaków pękają ze śmiechu oglądając, jak wcielał się w nich – odpowiednio – w: milicjanta, korektora, dyrektora, kierownika produkcji filmu i znowu dyrektora. Równie silnie zapadł w pamięć publiczności odtwarzając sierżanta armii Austro-Węgier w „CK Dezerterach”, ordynatora w sitcomie “Szpital na perypetiach” oraz postać tytułową słuchowiska pt. “Kocham pana, panie Sułku”.
Był absolwentem warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. W kinie zadebiutował epizodem w ekranizacji “Krzyżaków”. Grał tez w obrazach wojennych: “Kwiecień” i “Miejsce dla jednego”, kryminale “Zbrodniarz i panna”, komediodramacie “Męskie sprawy”. W adaptacji “Potopu” był Rochem Kowalskim, a w “Ogniem i mieczem” – Onufrym Zagłobą. Wystąpił także w serialach: „Trzecia granica’, „Polskie drogi” i „Szaleństwo Majki Skowron”.
Karierę aktorską związał ze stołecznymi teatrami: Klasycznym, Dramatycznym, Polskim, STS, Kwadrat oraz Współczesnym. Stał się bohaterem dwu książek. wywiadu-rzeki przeprowadzonego przez Juliusza Ćwielucha “Taka sobie historia” oraz monografii pióra Romana Dzewońskiego “Skarpetka w ręku, Krzysztof Kowalewski w garderobie”.
(TO-RT)