W poniedziałek, 12 czerwca, mija sześćdziesiąt lat od śmierci Mieczysława Wężyka. Pułkownika saperów Wojska Polskiego urodzonego w Kozienicach.
– Pochodził z rodziny rzemieślniczej. Jego ojciec był szewcem, dziadek po kądzieli zdunem. W Kozienicach ukończył szkołę powszechną. Maturę uzyskał w Warszawie, potem kształcił się w petersburskim Instytucie Inżynierii. Był naocznym świadkiem rewolucji w Rosji. Najpierw walczył z bolszewikami w szeregach „białych”, a od roku 1919 w armii polskiej – opowiada historyk Krzysztof Rabong.
W okresie II Rzeczpospolitej Wężyk stacjonował w rozmaitych garnizonach na terenie kraju pełniąc obowiązki szefa służby saperskiej.
– W 1932 roku odkomenderowano go do Brześcia, gdzie służbę łączył z działalnością na niwie żeglugi i turystyki. Był też współtwórcą tamtejszej sieci wodociągowej. W roku 1936 powierzono mu pełnienie obowiązków prezydenta tego miasta – dodaje Rabong.
Płk. Wężyk uczestniczył w kampanii wrześniowej. Walczył i z Niemcami, i z Sowietami.
– 18 września przekroczył w Kutach (most na rzece Czeremosz) granicę z Rumunią. Po kilkutygodniowej eskapadzie poprzez Bałkany, Grecję i Turcję dotarł do Francji. Zasilił tam nasze odziały zbrojne tworzone przez generała Władysława Sikorskiego, który mianował go zastępca komendanta ośrodka szkolenia saperów – dopowiada Rabong.
Wiosną 1940 roku oficer bił się w obronie Francji. Po jej klęsce został ewakuowany do Wielkiej Brytanii.
– Tam też zajmował się nauczaniem kadry saperskiej. Na front trafił ponownie w roku 1944, towarzysząc pancerniakom generała Stanisława Maczka. Po wojnie pozostał w Albionie i przez piętnaście lat pracował jako portier hotelowy. Do Polski wrócił schorowany w roku 1961. Niespełna dwa lata później zmarł. Spoczywa na cmentarzu powązkowskim w Warszawie – konkluduje Rabong.
(TO-RT)