Jeremi Przybora bywał tam przez 33 lata. Od wiosny do jesieni. Kilkanaście miesięcy temu odsłonięto jego pomnik w pobliskich Białobrzegach, gdzie regularnie przyjeżdżał po zakupy.
Siedzi na ławeczce odziany we frak, dzierżąc w dłoni laseczkę. Na głowie ma cylinder. Tak zapamiętali go telewidzowie „Kabaretu Starszych Panów”. Emitowanego na przełomie lat 50. i 60. zeszłego stulecia, systematycznie powtarzanego na rozmaitych antenach TVP. Opatrywał ten program słowami, a tony do nich zapewniał Jerzy Wasowski.
Jesienią roku 1970 Przybora wraz z trzecią żoną Alicją Wirth odwiedził znajomego plastyka, który właśnie stał się posiadaczem działki rekreacyjnej z niewielkim domkiem we wsi Góry, położonej kilkaset metrów od Pilicy, na nadrzecznej skarpie. Pejzaż gości oczarował. A ponieważ marzyli o własnej działce postanowili rozejrzeć się po okolicy. Szukali ponad rok, zanim znaleźli – jak pisał w memuarach – swe miejsce na ziemi. Na skraju wsi Pacew.
Zalesione iglastym drzewostanem zbocze liczy 24 metry wysokości i opada dosyć raptownie ku korytu Pilicy. Zabudowania wiejskie sąsiadują z jej nurtem. Przybora miał możliwość nabycia ziemi w ich pobliżu. Nie skorzystał jednak z tego. Od własnej kładki wolał sielskie zacisze. Dom budowała ekipa miejscowa, wedle projektu Wirth, z zawodu scenografki. Jej autorstwa było też okalające zabudowania alpinarium, pełne oryginalnych, egzotycznych i rzadkich okazów roślinności. Posiadłość otoczona płotem liczyła 2 224 metry kwadratowe. Wbrew sugestiom, właściciele nie wygospodarowali w niej miejsca na warzywniak czy sad. Dbali jedynie o regularnie powiększający się kwietnik.
Przybywali tam przeważnie z początkiem kwietnia, powracając na warszawską Starówkę u schyłku września, gdzie na poddaszu kamieniczki przy ul. Piekarskiej mieli mieszkanie. A gdy w następstwie stanu wojennego przeszli na wcześniejszą emeryturę, na działce spędzali niemal okrągły rok. Ogrzewając domostwo, paląc w kominku, kuchni i piecu.
Częstokroć o rożnych porach roku można było ich spotkać na spacerze poprzez las, łąki i pastwiska. Trasa liczyła ponad trzy kilometry. Na drugi brzeg rzeki przechodzili po moście w Górach, wracali mostem pacewskim. Nierzadko w wyprawach towarzyszył im pies rasy mix, który pewnego razu – jeszcze jako szczeniak – przybłąkał się do nich. Nierzadko Przybora wdawał się w pogawędki z tubylcami. Zwłaszcza “złotą rączką”, Kazimierzem Rutką oraz urodziwą nauczycielką i plantatorką sałaty, Renatą Mackiewicz. Na czołowym miejscu jej domowej biblioteczki do dziś stoją książki Starszego Pana z czułymi dedykacjami wpisanymi jego ręką.
A propos przeprawy rzecznej w Pacewie. To właśnie Przybora wydatnie przyczynił się do jej powstania. Monitując urzędy w tej kwestii doprowadził do tego, że z pomocą lokalnej jednostki wojskowej zbudowano most drewniany. Twórca pomógł też w zainstalowaniu we wsi linii telefonicznej. Działa do dziś! A most przetrwał do roku 2005, kiedy ustąpił miejsca nowemu, betonowemu.
Pisarz tego nie doczekał. Zmarł rok wcześniej. W roku 2000 umarła jego żona. Posiadłość coraz bardzie nadgryzał ząb czasu, gdyż spadkobiercy o nią nie dbali, odwiedzając z rzadka. Aż w końcu doszło do pożaru. Wprawdzie został ugaszony, lecz domostwo nadawało się już jedynie do rozbiórki. Dziś pozostał po nim zarośnięty chwastami dół. Płot okalający działkę, w wielu miejscach zmurszały i połamany, chyli się ku upadkowi. Na terenie leżą powalone wichurami drzewa. Pośród porytej przez dziki nawierzchni z coraz większym trudem można dostrzec pozostałości kwietnika. Pozostała jedynie rozpadająca się drewutnia oraz jarzębina, z której owoców gospodarz przyrządzał wyśmienitą nalewkę.
(TO-RT)