Ten sam sposób działania mieli złodzieje, którzy ukradli znaki drogowe w regionie radomskim. Ucięli je nisko, przy samej ziemi, najpewniej pod osłoną nocy, w miejscach, gdzie kamery monitoringu nie mają zasięgu – najczęściej na lokalnych drogach.
Ustawienie od nowa niemal trzydziestu skradzionych ostatnio znaków drogowych będzie drogo kosztowało podatników. Ich brak ostatnio odnotowali powiatowi drogowcy.
– Podczas rutynowego objazdu 30 grudnia i 2 stycznia pracownicy Powiatowego Zarządu Dróg Publicznych zauważyli brak znaków drogowych – w sumie 29 sztuk. Dotąd nie odnotowaliśmy kradzieży oznakowania na tak ogromną skalę – podkreśla w rozmowie z nami Marcin Genca, Dyrektor Wydziału Promocji i Rozwoju Starostwa Powiatowego w Radomiu.
Fakt kradzieży znaków drogowych – wraz z słupkami – z terenu powiatu radomskiego potwierdza nam sierż. szt. Kamil Warda z Komendy Miejskiej Policji w Radomiu.
– Policjanci z Zakrzewa prowadzą postępowanie w sprawie kradzieży znaków drogowych. Do kradzieży doszło na terenie gminy Zakrzew oraz Wolanów – mówi sierż. szt. Kamil Warda.
Gdzie najczęściej giną znaki?
Jak jednogłośnie potwierdzają służby – do kradzieży dochodzi na drogach lokalnych, mniej oświetlonych, o małym natężeniu ruchu. W miejscach, gdzie złodzieje nie narażają się na widok przejeżdżających pojazdów.
Najwięcej, bo po osiem sztuk, zginęło we Franciszkowie, w gminie Wolanów oraz w Zatopolicach, w gminie Zakrzew. Gmina Zakrzew pod tym względem wygrywa, bo ze znaków okradziono jeszcze Taczów, gdzie przepadło ich sześć, a także Dąbrówkę Podłężną, w której zniknęło siedem. Znamienne, że złodziejom we Franciszkowie wpadły w oko tylko znaki D-6, oznaczające przejścia dla pieszych.
Co więcej, dokładnie 29 sztuk znaków zostało nielegalnie zabranych z okolic wiaduktów przebiegających nad „siódemką”.
Jak działają złodzieje?
Okazuje się, że na blisko trzymetrowe znaki nie tak trudno zapolować. Drogowcy odkryli, że większość z nich zostało ściętych tuż nad ziemią i zabranych wraz z słupkami. Kilka też ułamano. Zakrojonej na szeroką skalę złodziejskiej akcji przyglądają się funkcjonariusze, którzy badają teraz, jak i kiedy doszło do kradzieży.
Przedstawiciele powiatu zaapelowali także do wszystkich, którzy mogli być świadkami zagrabienia publicznego mienia. Być może ktoś zauważył podejrzane pojazdy w okolicy lub udało mu się nagrać samochodowym videorejestratorem sytuację przy którejś z lokalnych dróg? Jeśli tak, funkcjonariusze z Zakrzewa czekają na wszelkie sygnały.
Groźne skutki
Zasadniczo – zgodnie z kodeksem karnym – za przestępstwo kradzieży grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Ale szczegółowy zapis znajdujemy w Kodeksie Wykroczeń. Mówi o nim artykuł 85:
„Samowolnie ustawianie, usuwanie, niszczenie, uszkadzanie, włączanie czy wyłączanie znaku, sygnału, urządzenia ostrzegawczego lub zabezpieczającego podlega karze grzywny do 5 tys. zł, ograniczenia wolności albo aresztu do 30 dni”.
Jednak następstwa działania złodziei w tym przypadku mogą być dużo bardziej dramatyczne. Z tego tytułu sprawców można również obciążyć odpowiedzialnością.
– Usunięcie znaków lub – tak jak w tym przypadku – kradzież znaków może nieść ze sobą dużo poważniejsze konsekwencje. Należy pamiętać. że znaki drogowe odgrywają bardzo ważną rolę w ruchu drogowym, ponieważ służą do informowania uczestników ruchu drogowego o obowiązujących przepisach, ograniczeniach, zakazach i innych ważnych informacjach dotyczących bezpieczeństwa na drodze. Ich brak może doprowadzić m.in. do wypadku, a to z kolei może nieść odpowiedzialność dla sprawcy tej kradzieży – zaznacza sierż. szt. Kamil Warda z radomskiej policji.
W skrajnych przypadkach, np. w związku z wypadkiem, który wydarzyłby się z powodu braku znaku, osoba odpowiedzialna za jego kradzież mogłaby odpowiadać za sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym. Za działanie umyślne można zostać skazanym nawet na osiem lat pozbawienia wolności, natomiast do trzech lat więzienia grozi za nieumyślne spowodowanie takiego zagrożenia.
Nowe już stoją
– Jeszcze tego samego oraz kolejnego dnia po odkryciu braków w oznakowaniu dróg powiatowych zostały ustawione nowe znaki. O ile mieszkańcy gmin z pewnością znają na pamięć swoje oznakowania, to nie mogliśmy dopuścić do tego, aby np. ktoś przejeżdżający przez ten teren nie zatrzymał się na zakazie lub nie zauważył przejścia dla pieszych. Mogłoby to skończyć się tragicznie – podsumowuje Marcin Genca z radomskiego starostwa.
Koszt jednego znaku, jak wyliczyła Joanna Chojnacka, dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg Publicznych, to szacunkowo ok. 200 zł. Łatwo więc podsumować, że ostatnia, szeroko zakrojona „akcja” złodziei, kosztowała podatników ok. 5,5 tysiąca złotych.